Na wielu portalach , w działach kosmetycznych często pytane jesteśmy o kosmetyki, bez których nie wyszłybyśmy z domu. Nasze musthave, number one, które pozwolą nam poczuć się na tyle pewnie, aby pokazać się światu.
Przyznam Wam się szczerze, że przed ciążą nie wyobrażałam sobie wyjścia z domu bez makijażu.
Czułam się bardzo niepewnie, tak jakbym wyszła co najmniej .. w za krótkiej spódniczce :)
Po zajściu w ciążę, a już szczególnie po porodzie, kiedy nie raz muszę wybierać między nałożeniem podkładu, a idealnym momentem na spacer z córką, to wybieram spacer oczywiście.
Dla mnie jednak zawsze najważniejszy był tusz do rzęs. Moje rzęsy są bardzo jasne, bez tuszu wygląda jakbym w ogóle ich nie miała. Z cerą nie mam większych problemów, więc podkład czasem mogę pominąć, jednak podkreślenie oczu to u mnie podstawa.
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić maskarę, którą obecnie używam i jest to mój ostatni zakup tuszowy :) mianowicie Lash Sensational od Maybelline.
Tuszów Maybelline używam od dawna i jest to marka, do której najczęściej wracam. Nie są to maskary wprost z mich marzeń, prawie do każdego mam jakieś ale, jednak zawsze mam obawy przed tuszami innych marek, bo ich nie znam. Na ogól nie jestem z nich zadowolona.
Tak było też tym razem, sięgnęłam po sprawdzoną przeze mnie markę, bo spisuje się u mnie póki co najlepiej.
Maybelline z wprowadzeniem kolejnego tuszu zawsze robi dużą akcję marketingową. Czytałyśmy o tym produkcie w magazynach, widziałyśmy w reklamach, nie sposób o nim zapomnieć. Dlatego też praktycznie bezwolnie sięgnęłam po niego będąc w drogerii.
Maskara mieście się w charakterystycznym dla tej marki opakowaniu, jedynie kolor jest nieco łagodniejszy. W ostatnim czasie opakowania miały nieco bardziej krzykliwe kolory. Tym razem jest to stonowany, liliowoperłowy odcień w połączeniu z czarnymi napisami. Lubię taka kolorystykę, Wygląda kobieco, szkoda tylko, że niestety plastik po raz kolejny :/ Pojemność 9,5 ml.
Cena: około 30,00 zł
Opis producenta:
Unikalna szczoteczka w kształcie wachlarza o wypustkach różnej długości
- umożliwia widoczne rozłożenie rzęs od wewnętrznego do zewnętrznego kącika oka
- dociera nawet do najkrótszych, niemal niewidocznych rzęs
- precyzyjnie rozdziela dłuższe rzęsy*
Lekka formuła – bez sklejania rzęs
- mała zawartość wosków
- formuła wydobywająca intensywną czerń
- lekkość formuły i kształt szczoteczki pozwalają na nakładanie maskary bez grudek
*test samooceny
Jak widzicie tusz posiada silikonową szczoteczkę, z którymi się na ogół lubię. Dzięki różnej długości włosków bardzo ładnie wyczesuje rzęsy, rzeczywiście wyłapuje nawet najmniejsze. Nie pozostawia też grudek, tusz jest równomiernie rozprowadzony na włoskach. Już przy pierwszej aplikacji rzęsy wyglądają ładnie, nie jak w większości tuszy, które są na początku jakby "za mokre" i mamy na rzęsach tylko kolor i wyglądamy jak pożal się Boże...Wtedy na ogół używam ich w połączeniu z jakimś starszym, dopóki ich konsystencja nie stanie się odpowiednia. Tutaj tego nie ma, od razu dobrze wygląda na rzęsach. Pięknie wydłuża i pogrubia. U mnie zazwyczaj wystarczą 2 cienkie warstwy.
Po całym dniu nie rozmazuje się i nie osypuje na skórę pod oczami, nie ma więc efektu pandy. Jednak można zobaczyć braki tuszu na końcach rzęs i należy zrobić poprawki. Wyparowuje? :)
Czerń jest bardzo intensywna, pięknie wygląda zarówno w makijażach dziennych jak i wieczorowych. Płyn micelarny radzi sobie ze zmyciem jej bez większych problemów.
Efekt przed i po nałożeniu maskary:
I oba oka :)
Jeden minus, który robi sporo szkody to zbyt duża ilość tuszu na szczoteczce. Musze ją zawsze wytrzeć o brzegi zanim zaaplikuję na rzęsy bo zrobiłabym sobie wielką masakrę na oku.
Przez to też bardzo ciężko jest pomalować dolne rzęsy żeby sobie nie pobrudzić powieki. Dodatkowo cały gwint jest ubrudzony w tuszu i wygląda nieestetycznie.
Z tymi minusami można jednak sobie poradzić, więc oceniam maskarę na bardzo dobrą. Na pewno na jedną z lepszych jakie miałam.
Miałyście? Co sądzicie?
Jakie macie sprawdzone maskary, które mogłybyście mi polecić?
Buziaki i miłego tygodnia!